Jak wiadomo (a może nie wszystkim wiadomo) prowadzę od dłuższego czasu studio nagrań. Kiedyś wymyśliłem sobie że można by zaprosić do studia kogoś znanego, nagrać go w sumie za darmo i od razu prestiż rośnie i robota sama puka do drzwi. Sukces murowany. Nawet kiedyś robiłem ku temu przymiarki, po pewnym czasie i głębszym zastanowieniu się przyszła mi do głowy pewna myśl. Wiadomo że każdy kto prowadzi większą lub mniejszą firmę jest bardzo zadowolony kiedy ma zlecenia, interes się kręci i do domowych pieleszy spływa niczym nie zmącony, wartki strumień banknotów za które przedsiębiorca może kupić chleb i np. Rolls Royce'a. Aby taki stan uzyskać trzeba rozkręcić business oferując klientowi coś atrakcyjnego, zaspokajającego jego potrzeby i sprawiającego że klient ma poczucie dobrze wydanych pieniędzy. Można więc wzorem chińskim kopiować wszystko na prawo i lewo, dublować pomysły konkurencji niejednokrotnie podkradając je, aby tylko klient do nas właśnie przyszedł, wraz ze swoim ciężkim, oplecionym banderolką, plikiem banknotów. W przypadku rozwijającego się studia nagrań, można właśnie sprowadzić kogoś ze znanym nazwiskiem jako realizatora dźwięku, lub namówić zespół o ugruntowanej pozycji na rynku żeby zrealizowali swój nowy materiał właśnie u nas i jeśli się to uda możemy śmiało skorygować cennik i zacząć "normalne życie" jako znane miejsce gdzie nagrywał ten lub tamten. Nie byłbym sobą, gdybym nie skomplikował sobie życia. Mianowicie postanowiłem pewnego pięknego dnia że moje studio stanie się znane i kultowe a przy okazji pozwalające na zakup rodzinnego, dwunasto-cylindrowego auta rodzinnego i porządnego garażu obudowanego przestronną chaciendą przy okazji. Taki stan postanowiłem osiągnąć pracując z nieznanymi zespołami, które po wizycie w moim studio staną się znane i sławne i które zapiszą te nieliczne białe strony w historii światowego (może być polskiego) rocka. Nie ukrywam kilka razy podczas sesji nagraniowych płynęliśmy wesoło na fali marzeń, dokładnie tej samej na której płyną ci którzy rozmawiają na temat: "co będzie po tym jak wygram w totolotka". Potem następowało "release date" i ... nic. Wiadomo że takie jest życie. Zawsze na jakąś sytuację składa się szereg czynników na które bardziej lub mniej mamy wpływ. Nawet jeśli muzycznie i tekstowo materiał był bardzo dobry, gdy ujrzał światło dzienne po prostu znikał. Na własny użytek ukułem sobie twierdzenie że jestem jak chirurg, który przeprowadza skutecznie operacje, bez komplikacji, które niemal wszystkie kończą się śmiercią pacjenta, choć rokowania były bardzo dobre. Będąc takim lekarzem powinienem się uodpornić na taki stan rzeczy, robić swoje a niech się rodzina później martwi o ciało Niestety nie potrafiłem się uodpornić, postanowiłem wziąć rekonwalescencję "pacjenta" we własne ręce. Jeśli studio osiąga większy rozgłos niż zespoły które w nim nagrywają (a powinno być zupełnie odwrotnie) użyjmy dobrego imienia studia do promowania nieznanych artystów. Sytuacja zgoła odwrotna niż powszechny stereotyp działania. OK, wyjdźmy zatem z inicjatywą i zróbmy zatem koncerty tych utalentowanych ludzi dla ludzi, którzy być może staną się fanami tego czy innego zespołu tłocząc w niego życiodajną energię. Postanowiliśmy wraz z grupą przyjaciół zadać kłam tezie inżyniera Mamonia, który w filmie "Rejs" wygłasza że ludzie lubią tylko to co znają. Może i ma rację, wielu organizatorów imprez lub ludzie którzy zajmują się DJ bazują tylko na sprawdzonym repertuarze, byle dogodzić słuchaczowi i nie wymagać od niego żeby "przyjął na klatę" coś nowego. Kasa musi się zgadzać i zmniejszajmy ryzyko do minimum. My postanowiliśmy namówić grupę osób na to żeby posłuchali czegoś czego nie znają. Nawet "Bal wszystkich świętych" czy "Ona tańczy dla mnie" kiedyś przez chwilę były nieznanymi piosenkami, kiedy jednak ktoś postanowił pokazać je słuchaczom okazało się że zaczęły żyć własnym życiem. Stało się to poprzez mniej lub bardziej zaawansowane działania promocyjne. My z racji nie dysponowania milionami na koncie ani nawet dziesiątkami tysięcy postanowiliśmy prezentować zaproszonej publiczności zespoły na żywo. To właśnie na koncertach, w bezpośrednim kontakcie z publicznością ta muzyka rozkwita i dostaje skrzydeł. To chyba na razie jedyne co możemy zrobić żeby pokazać światu że nie tylko to co znamy ale i to czego nie znamy może się podobać i nieść ze sobą spory ładunek emocji. Idąc na przekór trendom, paradokumentom TVN, czy innym modom, powstała inicjatywa zwana Rock And Roll 4 All. Jest to też ściśle związane z powstaniem koncertowego klubu w centrum Poznania, który nie kaleczy muzyki a wprost jej pomaga zabrzmieć i zaistnieć w świadomości słuchaczy. Klub się nazywa Atmosfera Live and Music Club. Startujemy z nową inicjatywą, a może nie znów taką nową która ma szanse powodzenia wtedy i tylko wtedy, kiedy zdołamy namówić większą grupę ludzi do przyjścia i posłuchania co mamy do zaprezentowania. Mam osobistą nadzieję która umiera ostatnia że tak się właśnie stanie i spotkam was wszystkich w klubie na koncercie zespołu rekomendowanego przez Vintage Records. O poziom się nie martwicie ponieważ to nie programy typu "talent show" pokazują kto w tym kraju ma prawdziwy talent. Nie bójmy się rockandrolla, on potrafi być dla wszystkich.