Stało się. Pierwszy koncert z cylku Rock And Roll 4 All przeszedł do historii. Idea która pewnego dnia narodziła się w głowie, zmaterializowała się i postanowiła wywołać uśmiech na naszych twarzach. Piszę naszych, ponieważ nad całym przedsięwzięciem napracowała się grupka osób bez których to wszystko nie zostało by przygotowane dostatecznie dobrze. Na wstępie podziękuję zatem ludziom, którzy wierząc w ideę postanowili włożyć weń swoją energię i pracę a przede wszystkim wiarę że to może się udać. Dziękuję zatem Yoance Swoboda, Szymonowi Szymkowiakowi, Gryczowi, Wrzosowi i Jess Wrzosek. Dziękuję im za wszystko. Dziękuję też Łukaszowi Kolasiakowi za gościnę w Atmosferze. Podjęliśmy ryzyko aby przybliżyć ludziom nieznaną muzykę, by iść drogą która do najłatwiejszych nie należy. Dziś w czasach celebrytów, taniego blichtru, ślepego podążania za modą i pieniądzem po których jutro nie będzie śladu, inwestowanie w nieznaną, ambitną muzykę powinno wywoływać u nas tylko uśmiech politowania i stwierdzenie że: "przecież nic z tego nie będzie", "kto ci przyjdzie na taki zespół?". Faktycznie, pierwsze chwile po otwarciu bramek były pełne obaw, drżenia rąk i przemykających przez głowę myśli: kurde, może jednak nic z tego nie będzie, wszyscy pewnie poszli na Figo Fagot do Eskulapa pławiąc się w disco polo dla intelektualistów. Czeka nas niewątpliwa klęska. Wziąwszy się w garść postanowiłem jeszcze nie siadać w kącie i łkając wymawiać jak mantrę: "po co nam to było, mogliśmy sobie teraz spokojnie siedzieć w domu, popijając piwko ryzykować tylko tym że zaśniemy przed telewizorem". Po 21.00 zaczęli przychodzić ludzie lejąc coraz większą strugę optymizmu na młyńskie koło naszej nadziei. Nie ukrywam że przede wszystkim liczyliśmy na znajomych, że przyjdą że podbiją nam statystyki i jakoś to będzie. Znajomi oczywiście nie zawiedli, z małymi wyjątkami jak zwykle nie przyszli . Oczywiście brak znajomych a mimo tego coraz bardziej zapełniający się klub, tylko przyspieszył fakt że zacząłem postrzegać nasze przedsięwzięcie w kategoriach sukcesu. Zespół kompletnie nie wiedział czego się spodziewać. Przejechali setki kilometrów, mieli kłopoty z busem, dotarli wreszcie do Poznania obdarzając jedynie mnie kredytem zaufania, że wszystko zostało załatwione dostatecznie dobrze i pojawi się najbardziej kluczowy element naszej układanki czyli publiczność. Wyszli i zagrali swoje, najlepiej jak potrafili. Publika jak na pierwszej randce, najpierw delikatnie rzucała spojrzenia na scenę, potem wykonała kilka kroków w przód w kierunku sceny aby już w drugiej połowie koncertu skonsumować związek, tańcząc przy muzyce która pozornie do tańca się nie nadaje, bo ani ona znana ani specjalnie modna. Były wielokrotne orgazmy w postaci bisów i obie strony z uśmiechami na twarzach przeszły do następnego punktu programu czyli afterparty prowadzonego przez duet DJ "Wieczne Wakacje". Po koncercie dały się słyszeć głosy" "nigdy nie słuchałem takiej muzy a dziś zostałem pozytywnie zaskoczony", takich głosów dobiegło mnie dostatecznie dużo że mogę spokojnie stwierdzić: o to k...a chodziło! Została potwierdzona moja teza że jeśli muzyka jest dobra i zostaniemy obdarzeni kredytem zaufania nie tylko przez zespół ale i przez publiczność to nie może się to nie udać. Kiedyś podczas koncertu zespołu Rollins Band dla zgromadzonych ok. 300 osób w Katowickim "Spodku" (wyobrażacie to sobie? ) Henry Rollins powiedział: "gdyby koncert trwał godzinę dłużej, znałbym Was wszystkich z imienia i nazwiska". Ja mimo że nie poznałem "naszej" publiczności z imienia i nazwiska chciałem Wam wszystkim podziękować bez was my nie istniejemy. Dziękuję też ludziom mediów którzy na nasze wołanie nie wzdrygnęli ramionami, tylko napisali o nas niejednokrotnie wywołując w nas falę ekstazy po przeczytaniu nagłówków artykułów opisujących nasze przedsięwzięcie. Mam nadzieję że będzie Was z nami coraz więcej, bo muzyka żyje tylko dzięki Wam. My ze swojej strony obiecujemy "dokładać do pieca", pozytywnie Was zaskakiwać nowymi zespołami i robić wszystko coraz lepiej. Wszystkim mówię tymczasem: Dziękuję, Dobranoc!